Zmarł Jorge Aulicino, „tytan poezji i dziennikarstwa kulturalnego”.

Uśmiech Jorge Aulicino Bardziej niż cokolwiek innego dotyczyło to jego oczu; po bokach pojawiło się kilka zmarszczek, a brwi lekko się wydłużyły; pośrodku pojawiła się zmarszczka w kształcie prostego cudzysłowu. To jego spojrzenie zmieniło się najbardziej. Zmiękło. Z daleka czasami wydawało się, że zawsze miał poważny wyraz twarzy, może nawet ponury. Jego oczy były ciemniejsze, bez zmarszczek po bokach, cudzysłów pogrubiony. Miałem przywilej być trochę blisko. Doświadczyć tego gestu silnej czułości. i, mimo skromności, nawet udało mu się wywołać śmiech.
Auli był przede wszystkim poetą. Wielkim poetą, absolutnym autorytetem, a także nieskazitelnym pisarzem, laureatem Nagrody Narodowej w 2015 roku. Auli był przede wszystkim tłumaczem . Wybitnym, który, między innymi, dokonał wielkich rzeczy, wprowadzając „Boską komedię” Dantego Alighieri na język hiszpański. Auli był przede wszystkim dziennikarzem kulturalnym. O olśniewającej karierze, która obejmuje na przykład, jakby przypadkiem, bycie jedną z sił napędowych i głównych felietonistek magazynu „Ñ” oraz częsty współpracownik „Diario de poesía”.
W rzeczywistości robił wszystko ponad wszystko. Z ogromnym zaangażowaniem. Rygorystyczny i wymagający, z miłości do tego, co robił. Bo był też, przede wszystkim, przyjacielem swoich przyjaciół, bliskim przyjacielem pokolenia poetów lat 90., kluczową postacią literatury jako autor, czytelnik i krytyk. Cudzysłów między brwiami był tam, ponieważ zawsze miał coś na myśli.
Dzielnica Almagro w Buenos Aires, kawa z dzbanka, fajka . Kelner w Sánchez & Sánchez, na ulicach Sánchez de Bustamante i Rivadavia, który mówił: „Przyniosę ci to, co zwykle”, kiedy go widział. Mały stolik na zewnątrz do palenia. Czasami Dambleé, restauracja po drugiej stronie ulicy, „która służy również jako bar i jest chłodniejsza latem”.
Jorge Aulicino, tłumacz Boskiej Komedii. Zdjęcie: Hernán G. Rojas
To właśnie powiedziała mi w styczniu 2023 roku, gdy zaprosiłem ją na spotkanie, aby porozmawiać o Irene Gruss i napisać biografię jej wielkiej przyjaciółki na całe życie , której początki sięgają lat 70., kiedy to, jeszcze przed jej 20. rokiem życia, pracowała w legendarnym warsztacie literackim Mario Jorge De Lellisa.
„Czy to możliwe, że już się poznaliśmy? Przez dziennikarskie przygody” – zapytał, kiedy się z nim skontaktowałem, w odpowiedzi na moje zbyt formalne, pełne obaw przedstawienie się. Auli natychmiast rozwiał wszelkie wątpliwości ciepłem . „To trochę droższe, ja cię postawię” – doradził później.
Byliśmy na obu. W różne dni. Rozmawialiśmy o Irene, ale też o plotkach poetyckich, esejach, o tym, jak prawidłowo palić fajkę i o okolicy. Wszystko było proste. Zabawne. Serdeczne.
Dla mnie Aulicino zawsze był tytanem poezji i dziennikarstwa kulturalnego – dwóch dziedzin, w których pracuję, nurkuję i eksploruję. Powiedziałem mu to. Uderzył w powietrze, opuszczając rękę w włoskim stylu, odrzucając etykietkę, ale jego wzrok złagodniał pod wpływem pochwały. Teraz pojawia się ten obraz. 11 sierpnia skończyłby 76 lat. Trzy dni temu rozmawiałem o nim ze wspólnym znajomym. Chwilę wcześniej rozmawiałem z nim w serdecznej atmosferze, której nigdy nie zobaczył. Jakiś czas temu słyszałem, że jest chory, więc czułem ulgę za każdym razem, gdy widziałem go na Facebooku z postem. Ostatni był 3 czerwca.
Jorge Aulicino, tłumacz Boskiej Komedii. Zdjęcie: Hernán G. Rojas
Jego śmierć wciąż mnie paraliżuje. Spodziewałem się tego, ale nie chcę w to uwierzyć. Czy Auli jest już tylko wspomnieniem? Jakiż ogromny smutek. Co pan na to? Coś pomiędzy dziennikarstwem a poezją. Jak pan pisze? Trochę ponuro, ale z czułością. Jak pan to osiąga? „Materia kroczy/ przed energią każdego człowieka./ Rodzaj stanu pośredniego/ między ciałem stałym a gazem./ To, co jest ściśle ludzkie, to pustka/ gdzie grzmi rzeka”. Tak zaczyna się krótki wiersz, który ukazał się w jego tomiku „Mar de Chukotka”. Jest mocny i precyzyjny, jak on sam. Być może tak to się robi.
Kiedy prezentowaliśmy „The Heart of the Matter”, poprosiłem Aulicino o kilka słów. Znów poczułem ten strach. Bardziej niż czegokolwiek innego, że się pogubię. Znów była urocza. Wysłała mi długiego maila ze szczegółową i hojną odpowiedzią – zawierającą komplement, który wytatuowałbym sobie na ręce, którą się posługuję, „Użyłeś broni dziennikarstwa i literatury” oraz radę, którą staram się nosić jak flagę i ostrzeżenie: „Nie wiem, dlaczego twoje pokolenie nie zachowuje spójności czasów gramatycznych przy użyciu trybu łączącego” – a potem przyszła na wydarzenie z obojętnym spojrzeniem, pojedynczy cudzysłów napisany kursywą.
W biograficznym portrecie Irene, czasami wyobrażam sobie, że jest duchem i rozmawiamy o procesie pisania. To było zabawne ćwiczenie oparte na prawdziwych wydarzeniach, bo od czasu do czasu rozmawiam z Doñą Gruss; czasami jej słucham. Teraz widzę, jak pije kawę, pali papierosa, macha z małego stolika na chodniku w Sánchez & Sánchez do Auliego, który podchodzi z fajką, siada i zamawia cortado. Energia każdej osoby i pustka.
Clarin